We krwi żeglarzy przynależących do Jachtklubu PTTK Pszczyna płynie prawdziwie słowiańska krew, o czym mogli przekonać się wszyscy goście, którzy przybyli w sobotę 20 czerwca 2015 roku do portu w Wiśle Wielkiej.
W noc łączącą 23 i 24 czerwca, zgodnie z tradycją chrześcijańską, ma miejsce Noc Świętojańska (Wigilia św. Jana), która jest odpowiedzią na pogańskie święto Nocy Kupały (21−22 czerwca). Żeglarze skupieni wokół pszczyńskiego Jachtklubu pod przewodnictwem komandora Bogusława Bularza postanowili uczcić tę piękną tradycję w nietypowy sposób – po raz drugi organizując regaty na Jeziorze Goczałkowickim.
Pierwotnie regaty miały rozpocząć się o godz. 1200, jednak klubowicze – kierując się starym polskim przysłowiem: „Żeglarze czasu nie liczą” – dopiero po dwóch godzinach wzajemnie zmotywowali się do działania. Tym sposobem utworzyło się pięć trzyosobowych załóg mieszanych, które rywalizowały ze sobą w regatach przesiadkowych.
Załogi miały do dyspozycji łodzie różnej klasy – dwie łodzie typu Venus (Victorię i Olimpię), dwie Omegi (Śmieszkę i Słonkę) oraz jedną łódź typu Pozytyw (Zorzę). Zaplanowanych zostało pięć biegów, a zaszczytną rolę sędziego objął Janusz Gnyp wraz z pomocnikiem Bronisławem Pietryją.
Zawodnicy zrelaksowani myślą o trwającym weekendzie i podekscytowani perspektywą zbliżających się regat rwali się na wodę. Na szczęście czujne oko sędziego wypatrzyło w oddali nadchodzącą ciemną deszczową chmurę. Choć pogoda była kapryśna, zniecierpliwieni żeglarze po kilki minutach oczekiwania w końcu „stanęli” na starcie.
Pierwszy bieg okazał się nie lada zaskoczeniem dla kibiców wiwatujących na cześć… Zorzy! Stary poczciwy Pozytyw wykorzystał nieuwagę Śmieszki i Słonki, które nie popłynęły w kierunku boi startowej, lecz zagapiwszy się na nisko przelatujące nad wodą jaskółki pofrunęły w kierunku boi nr 1. Jednak w kolejnych czterech biegach Omegi nastroszyły dakronowe pióra i pod dowództwem doskonałych sterników jako pierwsze mijały linię mety przy wtórze dzwonu pieczołowicie wprawianego w ruch przez sędziego. Natura z biegu na bieg coraz bardziej odsłaniała swoje zmienne oblicze, to delikatnie zwilżając pokład deszczem, to wstrzymując powiewy wiatru. Tym sposobem w ostatniej rundzie wyczerpana Victoria resztkami sił przepłynęła linię mety i z pomocą silnika spłynęła do portu, by załoganci mogli jak najszybciej przystąpić do biesiady.
A zabawa nie mogła odbyć się bez doskonałego zaplecza gastronomicznego! Furorę zrobił Andrzej i jego placki ziemniaczane z sosem grzybowym przyrządzane na płycie ogrzewanej żarem. Do tej polowej kuchni ustawiła się naprawdę długa kolejka. Gdy tylko Andrzej sięgnął po kolejną porcję placków, zza grupki ludzi wyskoczyła Danka, krzycząc: „To mój pierwszy! Mój pierwszy!”, co miało swoje potwierdzenie późno w nocy, gdy na wodę rzucała największy wianek.
Rozpalono ognisko. Wszystkie uśmiechnięte twarze oświetlił przyjazny płomień, a po wodzie uniosło się brzemienie aż trzech gitar. Nawet najbardziej zatwardziali nie mogli oprzeć się przed wyśpiewaniem cichutko: „Póki żagle białe /Nad naszym pokładem – /Damy radę, Kapitanie, /Damy radę!”. Był także czas na wspomnienia z ostatniego rejsu, w którym uczestniczyli klubowicze i sympatycy klubu. W trakcie tygodniowego rejsu po Bałtyku śmiałkom udało się dotrzeć do takich portów, jak: Nexø, Allinge, Sassnitz, Świnoujście, Dziwnów, Kołobrzeg. Zdjęcia, które zostały wyświetlone w pobliżu ogniskowego kręgu, pozwoliły podróżnikom jeszcze raz przenieść się na morze, a pozostałym poczuć klimat minionej wyprawy. Padało wiele żartobliwych komentarzy, lecz największymi brawami cieszył się Janusz, który pośród załogantów ubranych w jednakowe błękitne koszulki wyróżnił się czerwoną chustą na głowie i zyskał pocieszne miano Papy Smerfa.
Ostatnim akcentem zabawy i kontynuacją słowiańskiej tradycji było wyrzucenie na wodę przygotowanych wcześniej przez klubowiczki wiązanek. Wieczorem na jezioro wypłynęła Zorza, Olimpia i Victoria. Przy wtórze śmiechów łodzie wyznaczyły na jeziorze niewielki krąg i na znak wszystkie kobiety z nostalgią w sercu zrzuciły zbędny balast… właśnie w postaci wianków.
Tak uczczono nad Jeziorem Goczałkowickim Noc Świętojańską. „I ja tam z gośćmi byłem, miód i wino piłem”.
Wyniki regat:
I miejsce – Marcin Bularz z załogą
II miejsce – Szymon Kempny z załogą
III miejsce – Piotr Michalski z załogą
IV miejsce – Jan Niedziela z załogą
V miejsce – Tomasz Korda z załogą
magda m. (madagz[małpa]autograf.pl)